Dzień świstaka
-
DST
73.00km
-
Teren
33.00km
-
Czas
05:15
-
VAVG
13.90km/h
-
VMAX
60.00km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
Sprzęt Corratec SuperBow Fun
-
Aktywność Jazda na rowerze
No może nie do końca było tak źle, ale trochę mnie dziś pech prześladował.
Razem z Jakubiszonem, feels'em i k4rel'em wybraliśmy się na rowerowy wyjazd integracyjny po beskidzie małym.
Startowaliśmy o 8 rano spod zamku w Suchej Beskidzkiej. W planie był przejazd wzdłuż całego beskidu małego, czerwonym szlakiem, od Suchej Beskidzkiej, aż po Magurkę Wilkowicką. Niestety nie dane mi było dojechać na Magurkę, ale po kolei.
Jak pisałem wyżej, wyjechaliśmy z Suchej i posuwaliśmy się sprawnie czerwonym szlakiem. Bez większych przygód minęliśmy Krzeszów, potem Groń Jana Pawła, Leskowiec, Łamaną Skałę a potem przełęcz Kocierską. Za przełęczą zaczął się mój dzień świstaka, choć w sumie już wcześniej miałem parę zajawek. Najpierw na Leskowcu usiadłem na kurtce, gdy odpoczywaliśmy. A potem gdy zbieraliśmy się do odjazdu, zapomniałem o tym fakcie i nie mogłem tej kurtki znaleźć haha. No ale w końcu odnalazła się pod własnym siedzeniem. Potem zjeżdżając gdzieś w lesie o mało nie nabiłem się ramieniem na wystającą ułamaną gałąź jakiegoś drzewa. W ostatniej chwili się uchyliłem. Nawet mnie nie drasnęło, ale koszulkę rozerwało.
No i w końcu za Kocierzą, gdy jechaliśmy pod górę coś nagle nieprzyjemnie "strzykło" w tylnej piaście. Zaraz się okazało, że coś jest nie w porządku ze sprzęgiełkiem. Napęd raz działał na sztywno (jak ostre koło), a drugim razem wcale. W końcu coś się zblokowało i napęd ustawił się na sztywno, tylna zębatka ciągnęła łańcuch, jak w ostrym kole. Bardzo to nie wygodne, ale o tyle dobre, że mogłem sam wrócić do domu.
Cóż było robić, postanowiłem wracać najkrótszą drogą, szosą. Pożegnałem się z chłopakami i zawróciłem w stronę Kocierzy, a potem już szosą w dół i w stronę Suchej. Ale to nie koniec. Gdy byłem już w Stryszawie, zajechałem na myjnię, bo błota dziś w górach było co nie miara. Umyłem rower i już czystym wracałem. Ale jak to po każdym myciu, z nawyku (bo robię tak po każdym myciu na karcherze) postanowiłem rozruszać przerzutki. Najpierw tylną, a potem przednią. Przy dużej prędkości zrzuciłem z blatu na środkową tarczę i nagle się okazało, że nie nadążam wybierać łańcucha środkową zębatką przy tej prędkości. Momentalnie na dole zabrakło łańcucha, usłyszałem jakiś brzdęk i nagle poczułem luz w korbach. W pierwszej chwili myślałem, że urwało mi hak ramy i przerzutkę. Jednak miałem szczęście w nieszczęściu. Urwał się tylko łańcuch. Do jego spinania używam spinek i to właśnie taka spinka jest najsłabszym ogniwem. Pękła i napęd się rozpiął. Hak i przerzutka ocalały. Szybko spiąłem łańcuch spinaczem, który zawsze wożę ze sobą i już bardzo uważając dojechałem do domu.
Kilometrów trochę wyszło, ale musiałem się obejść smakiem. Żar i Magurka dziś nie dla mnie.
A w sumie najgorsze, że to wszystko się zdarzyło w dzień moich urodzin. Żona w prezencie pozwoliła mi ten dzień spędzić na rowerze, a skończyło się tak marnie.
Kategoria Góry, Teren
komentarze
No i dojechałeś przed nami do domu :)
No i zaległe życzenia :) Wszystkiego najlepszego!