fatum, rozje...chana tylna oś
-
DST
48.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
02:50
-
VAVG
16.94km/h
-
Temperatura
13.0°C
-
Sprzęt Corratec SuperBow Fun
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zapowiadało się pięknie. Chciałem zrobić mały rajd po Beskidzie Makowskim, zaliczyć górę Chełm i Koskową. Los jednak chciał inaczej.
W Zembrzycach złapałem czerwony szlak i nim jechałem sobie najpierw na górę Chełm. W zasadzie większość drogi jest pod górę, ale było kilka krótkich odcinków w dół. I na jednym z takich odcinków, najechałem, tylnym kołem, z dużą prędkością na dół, a w nim jakiś kamień. Dziwny dźwięk, uderzenie w koło... zatrzymuję się i widzę, że pękła jedna szprycha. Obręcz w tym miejscu ociera o klocki, ale w sumie, nic strasznego się nie stało. Postanowiłem jechać dalej. Jadąc dalej jedzie mi się coraz ciężej. W końcu na jednym z niezbyt ciężkich podjazdów, zrzucam na żółwia, z tyłu największa zębatka a ja pakuję w trupa. Pomyślałem, że od pękniętej szprychy koło złapało jeszcze większą centrę i teraz ociera już większą powierzchnią o klocki, więc postanowiłem się zatrzymać i na podjazdach rozpinać tylny hamulec. Rozpinam hamulec, kręcę kołem, a ono stoi !!! Masakra !!!
Nie wiem dokładnie co się stało z tylną piastą po tym uderzeniu, czy pękła oś, czy poluzowały się konusy, bo jeszcze jej nie ruszałem, w każdym razie piasta się skręciła i stawiała spory opór. Dotknąłem korpusu piasty, ciepły. Zdjąłem koło i widzę, że mogę kręcić osią bez użycia klucza, palcami. Ustawiłem żeby jako tako się kręciła, z lekkim luzem. Ścisnąłem piastę po chamsku zaciskiem, tak żeby się samoistnie nie skręciła ponownie zbyt szybko. No i został mi już tylko powrót powoli szosą do domu.
Koskowa znów musi poczekać :-(
A ja znów nie mam tylnego koła, to jest jakieś fatum, koło miało ledwie 2500 km