Styczeń, 2011
Dystans całkowity: | 308.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 23:44 |
Średnia prędkość: | 21.02 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.00 km/h |
Suma podjazdów: | 1600 m |
Maks. tętno maksymalne: | 191 (93 %) |
Maks. tętno średnie: | 170 (82 %) |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 61.60 km i 1h 41m |
Więcej statystyk |
szosa
-
DST
50.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
25.00km/h
-
VMAX
51.00km/h
-
Temperatura
6.0°C
-
Sprzęt Corratec SuperBow Fun
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mokro, wilgotno, więc tylko marna pięćdziesiątka
szosa, trochę nie spodziewana
-
DST
68.00km
-
Czas
03:07
-
VAVG
21.82km/h
-
VMAX
57.00km/h
-
Temperatura
0.0°C
-
Sprzęt Corratec SuperBow Fun
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pomimo wczorajszych zapowiedzi o odwilży, dziś rano o godz 9, było 10 stopni na minusie. Zrezygnowany spisalem ten dzień na straty. Tym większe było moje zdziwienie, kiedy przed 12 wyszedłem na dwór i bylo cieplo.
Pojechałem rundę taką samą jak w niedzielę. Było przyjemnie i w miarę ciepło. I nawet pomimo wiatru przejechałem ją nieco szybciej.
szosa
-
DST
67.00km
-
Czas
03:18
-
VAVG
20.30km/h
-
VMAX
54.00km/h
-
Temperatura
0.0°C
-
Sprzęt Corratec SuperBow Fun
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś znowu pogoda dopisała, było dość ciepło więc grzechem było siedzieć w domu, zima jeszcze długa.
Tym razem trasa bardziej płaska, niż wczoraj, ale były cięższe akcenty podjazdowe.
A więc. Z Suchej do Wadowic, potem Kalwaria. Za Kalwarią skręt na Lanckoronę i tu najdłuższy podjazd, całe 3 km. Potem już prosto do Palczy i do domu.
Sympatyczna runda i pogoda, tylko średnia prędkość niska.
Pierwszy dzień roku
-
DST
35.00km
-
Czas
02:20
-
VAVG
15.00km/h
-
VMAX
42.00km/h
-
Temperatura
-2.0°C
-
Podjazdy
630m
-
Sprzęt Corratec SuperBow Fun
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pierwszy dzień roku był łaskawy, dość ciepło, żeby przyjemnie się jeździło, a jednocześnie na tyle zimno, by śnieg się nie roztopił i zamienił w błotną breję. Choć mimo to, nie był to do końca szczęśliwy dzień dla mnie.
Wyszedłem po 11 godzinie z założeniem, że przejadę co najmniej 2 godzinki po szosie. Na początek ruszyłem pod górę przez Błądzonkę, na przełęcz Lipie. Zjechałem po drugiej stronie do Stryszawy, a z tamtąd znów podjazd do Krzeszowa. Tu skręciłem na zachód i spokojnie zjechałem długim łagodnym zjazdem do szosy na Żywiec, a potem tą szosą do Stryszawy. Trochę za wcześnie było żeby wracać do domu, więc jeszcze raz podjechałem przełęcz Lipie, tym razem z przeciwnej strony. Na koniec zaliczyłem jeszcze podjazd koło szpitala i ulicą Kościelną pod górę. Tam zawróciłem i wróciłem do domu.
W zasadzie to na tyle, ale podczas tego ostatniego zjazdu pękła mi obręcz w tylnym kole. Obręcz nie pękła sama z siebie. To jeszcze skutki ostatniego maratonu w Rabce. Było tam tyle błota, że nowiutkie klocki, prosto ze sklepu, skończyły się parę ładnych kilometrów przed metą i ostatnie zjazdy zjeżdżałem hamując metalowymi śrubami mocującymi klocki. Obręcz jeszcze trochę pojeździła, ale właśnie dziś się skończyła.
Na przyszły rok chrzanię maratony, zawsze mam po nich same straty.
A to dzisiejsza trasa, taka sobie, ale na pierwszy raz i do tego zimą może być: